Do spotkania z GLKS-em Wilkowice wracamy wraz z relacją trenera Rotuza Bronów, Jakuba Kubicy. Zapraszamy do lektury!

– Uważam, że byliśmy naprawdę dobrze przygotowani na to jak gra zespół z Wilkowic. Znałem ich mocne strony, ale też wiedziałem gdzie można szukać swoich szans i poprzez pracę na treningach starałem się jak najlepiej drużynę do tego ciężkiego meczu przygotować. Moje odczucia po meczu? Zaraz po spotkaniu, będąc jeszcze na boisku wziąłem drużynę do ławki rezerwowych żeby im przekazać, że byłem z nich dumny, z tego jak pracowali, jak starali się grać w piłkę z liderem, jak realizowali nakreślony przeze mnie plan na to spotkanie. W sobotę niestety nie dało nam to nawet jednego punktu, ale jest to bardzo budujące w kontekście kolejnych spotkań. Dla nas mecz w Wilkowicach to był pierwszy oficjalny mecz na naturalnej trawie (wcześniej odbyliśmy trening w czwartek w Bronowie oraz zagraliśmy sparing w ciężkich warunkach z Landekiem miesiąc temu) dlatego lekki niepokój był jak sobie poradzimy.

Jednakże bardzo dobrze weszliśmy w mecz mając już w 6 minucie dobrą okazję do strzelenia bramki – Dzida po prostopadłym podaniu Wieczorka został zatrzymany przez Zajaca. Następnie dobrą okazję miał Kępys i bardzo dobrą Fiedor, ale w 1 połowie cieszyła mnie realizacja założeń na ten mecz oraz spokój, opanowanie i pewność siebie, której w żadnych z poprzednich spotkań nie było tyle co w sobotę. Schodząc na przerwę byłem optymistycznie nastawiony, w szatni było widać pełną mobilizację, dużo mądrych podpowiedzi i takiej pozytywnej energii, że my przyjechaliśmy wygrać, a nie cieszyć się z remisu. Druga połowa mogła się idealnie dla nas rozpocząć. W 47 minucie po podaniu Pisarka za linię obrony piłkę przyjął Adamczyk i po koźle chciał przelobować wychodzącego z bramki Zajaca, niestety zabrakło niewiele, by móc się cieszyć z prowadzenia. Do 65 minuty ten mecz był bardzo wyrównany, ale potem nadszedł najsłabszy nasz okres. Za nisko zaczęliśmy bronić, rywal szukał swoich okazji i może nie były one jakieś bardzo dobre i radziliśmy sobie z nimi dobrze mimo zdecydowanej przewagi wzrostowej i fizycznej przy stałych fragmentach gry, to trzeba zostawić, że przeciwnik zaczął atakować bardziej zdecydowanie. W 88 minucie po dośrodkowaniu jakich było mnóstwo z bocznego sektora Kruczka, piłkę przedłużył Kubica, a ta trafiła pod nogi nie pilnowanego Marca. Straciliśmy bramkę, ale tu kolejny pozytyw tego meczu, nadal wierzyliśmy, że możemy ten mecz jak nie wygrać to zremisować mimo, że zostało mało czasy bo tylko 6 minut łącznie z doliczonym. W 92 minucie po rożnym piłka spadła pod nogi Strzelczyka, a ten strzelając z lewej nogi uderzył minimalnie obok słupka. Czas mijał nieubłaganie, ale odebraliśmy piłkę na własnej połowie i wyszliśmy z atakiem szybkim w 94 minucie 2 na 1 i po podaniu Strzelczyka Mencnarowski znalazł się na 11 metrze, jednak i wyjście Zajaca i też przyjęcie piłki spowodowało to, że bramkarz gospodarzy ten strzał obronił.
Zabrakło bardzo niewiele, by wygrać na boisku lidera. Może trochę przysłowiowego boiskowego szczęścia lub po prostu więcej spokoju w sytuacjach, które sobie stworzyliśmy. Na pewno było to nasz najlepszy mecz w rundzie mimo tego, że był on przegrany. Dużo rzeczy było na plus, ale przede wszystkim realizacja założeń przed meczowych, zaangażowanie, podejście mentalne do meczu i ta pewność siebie, którą widziałem w drużynie. Po tym meczu uważam, że dostaliśmy takiego pozytywnego kopa, który pokazał, że drużyna idzie w dobrym kierunku, jest zdrowa rywalizacja, gdzie jeden napędza drugiego. Z niecierpliwością czekamy na sobotni mecz z rezerwami Goczałkowic.

GLKS Wilkowice – Rotuz Bronów 1:0 (0:0)

Gol:

1:0 Marzec (88′)

Rotuz: Granatowski – Strzelczyk, Mencnarowski, Bieńko (90’ Stanclik), Cyroń, Wronka (70’ Kowaliczek), Świerkot, Pisarek, Wieczorek (63’ Wizner), Adamczyk, Dzida (80’ Tański)